środa, 30 grudnia 2015

Włosomaniactwo od kuchni


Kuchnia to dla każdej zarówno początkującej, jak i bardziej zaawansowanej włosomaniaczki prawdziwa skarbnica produktów, które można wykorzystać do pielęgnacji włosów. Taka forma dbania o czuprynę, może okazać się niezłą zabawą, jeśli tylko lubimy kombinacje z produktów spożywczych, niekoniecznie do rozpieszczania podniebienia, ale włosów. Sama często odnoszę wrażenie, że te tradycyjne, domowe sposoby pielęgnacji, sprawdzają się u mnie lepiej, niż niejeden drogeryjny kosmetyk. Kuchenne czeluści ukrywają całe bogactwo przeróżnych artykułów, z których można wyczarować coś na włos. Ja najchętniej sięgam po:

  • Cukier i kawę  w roli peelingu. Początkowo szło mi z nimi trochę koślawo. Mimo dokładnego płukania włosów, czułam nie do końca rozpuszczony cukier, czy ziarenka kawy. Teraz, ograniczam ilość cukru, lub kawy i baaardzo dokładnie spłukuję włosy, mocnym strumieniem wody. Próbowałam użyć fusów, zamiast mielonej kawy, jednak wolę drugą opcję, łatwiej jest mi rozprowadzić kawę na skórze głowy, fusy zbierają się w grudki. 
  • Miód - jako dodatek do każdej, nawet najprostszej maski wspaniale nawilży włosy i sprawi, że staną się mięciutkie. Po każdym użyciu miodu, nie mogę przestać miziać włosów, takie są miłe w dotyku. 
  • Siemię lniane - tutaj jest kilka propozycji do wyboru: płukanka ( pisałam o niej tutaj ), żel lniany ( wgniatanie glutka ), maseczka ( żel pozostawiamy na włosach solo, lub mieszamy z maską drogeryjną). Każdy sposób to podobnie, jak w przypadku miodu, gwarancja dobrze nawilżonych włosów.  
  • Mąka ziemniaczana - dodana do maski drogeryjnej, ładnie wygładzi pasma.  
  • Żółtko jajka - proteinowy dodatek mieszam z miodem oraz z dowolnym olejem i nakładam na włosy na ok. 20min. Niezbyt często robię tę maskę, bo moje włosy nie przepadają za proteinami, ale od czasu do czasu warto się skusić na taką kurację. Maska pozostawia błyszczące, nawilżone i łatwe do ułożenia włosy.
  • Ocet jabłkowy - wykorzystuję w roli płukanki
  • Drożdże - dodane do gorącej wody i maski, stosowane regularnie nabłyszczą włosy, uniosą u nasady i przyspieszą porost. 
  • Żelatyna - laminowanie włosów. U mnie akurat 2 próby okazały się niezbyt udane, bo zanim zdążyłam nałożyć żelatynę, ta wyschła na tyle, że nie dała się swobodnie rozsmarować. W przyszłości spróbuję kolejny raz.
  • Płatki owsiane -  dodane do mąki ziemniaczanej pełnią rolę suchego szamponu. Taki szampon sprawdził się całkiem nieźle, ale nie na tyle dobrze, żebym zrezygnowała z pudru Babydream. Warto jednak spróbować: płatki należy dokładnie zmiksować, tak aby powstał drobny proszek i zmieszać z mąką ziemniaczaną. Mieszankę nakładamy na skórę głowy i włosy u nasady, a po kilku minutach wyczesujemy proszek. 
  • Oleje - tutaj znajdziemy prawdziwe pole do popisu. Zanim zdecydujemy się na zakup konkretnego oleju, wypróbujmy ten, który mamy w kuchni: oliwa z oliwek, winogronowy, a nawet zwykły słonecznikowy. W mojej kuchni zalegał olej sezamowy i odkąd pierwszy raz nałożyłam go na włosy, bardzo się polubiliśmy i nadal często podkarmiam nim włosy. Podobnie było z olejem z orzechów włoskich. Ja nakładam go na włosy, a domownicy wykorzystują w kuchni. A jedna strona zawsze jakoś dziwnie spogląda na tę drugą... chyba nigdy się nie zrozumiemy w tej kwestii :)
 
Jak pokazują powyższe przykłady, kuchnia jest bardzo przyjaznym miejscem dla osób szczególnie dbających o włosy i warto jak najczęściej sięgać po sposoby na piękne, zdrowe włosy naszych babć, czy mam.
 


niedziela, 27 grudnia 2015

Niedziela dla włosów (36)



Poświąteczna NdW to wypróbowanie jednego z włosowych prezentów, które znalazłam pod choinką. Od dawna miałam wielką ochotę na zakup Czarnego Mydła Babuszki Agafii, ale ciut za wysoka cena mnie zniechęcała i wybierałam, tańsze mydło cedrowe. A z drugiej strony, odkąd pierwszy raz użyłam czarnego mydła, przekonałam się, że w mig wyrasta z niego olbrzymia piana i potrzebuję odrobinki kosmetyku, żeby namydlić ciało i włosy. A mydło mieści się słoju o pojemności 500ml, więc zostaniemy ze sobą na dłużej i cena przy takiej wydajności okazuje się nie tak straszna, jaka wydawała mi się na początku.


 

















Czego użyłam ?

- olej musztardowy nałożony na ok. godzinę
- czarne mydło
- odżywka Planeta Organica Toskańska Oliwa
- Cudowny Olejek Garnier Fructis

Efekt:












 
















Efekt niestety trochę mnie zawiódł. Włosy były przyjemnie miękkie, jak po użyciu mydła cedrowego, ale na pewno mniej błyszczące. Gdyby nie odrobina słońca, padająca na włosy, okazałyby się po prostu matowe. Nie falowały prawie wcale, a nie na taki efekt liczyłam. Były lekko nawilżone, ale też bez szaleństw. Moje włosy lubią ziółka, a tutaj skład przyprawia o zawrót głowy, bo jest baaardzo ziołowy, więc nie zwalam od razu całej winy na nadmiar ziół.
Pierwsze użycie czarnego mydła wypadło tak sobie, ale liczę, że kolejne próby okażą się bardziej udane, bo od razu zakochałam się w ziołowym zapachu i prawdziwą przyjemnością staje się dla mnie kąpiel, byłoby miło jakby i włosy podzieliły mój entuzjazm odnośnie czarnego mydła.
 

niedziela, 13 grudnia 2015

Niedziela dla włosów (35)



Ostatnia NdW to przede wszystkim debiut szamponu Planeta Organica na bazie organicznej oliwy toskańskiej i odżywki z tej samej serii. W założeniu miałam zaopatrzyć się tylko w samą odżywkę, ale łatwy dostęp do stacjonarnego Etnobazaru, kończy się czasem właśnie tak. Na swoje usprawiedliwienie mam to, że odkąd zużyłam szampon BabyDream, brakowało mi delikatniejszego myjadła. A w najnowszych nabytkach brak jest silnych detergentów. Kolejny powód to boski zapach obydwu kosmetyków, nie było siły, żeby nie wrzucić ich do koszyka :) To zdecydowanie największy plus tradycyjnych sklepów - można zapoznać się z zapachem.

Przechodząc do tego, co zrobiłam w dniu dla włosów:

- olej kokosowy nałożony na ok. 2 godziny
- szampon Planeta Organica, Toskańska Oliwa
- odżywka Planeta Organica , Toskańska Oliwa
- płukanka piwna
- serum Bioelixire

Efekt:





Efekt jak najbardziej mnie zadowolił. Początkowo obawiałam się, że płukanka piwna zabije cudny zapach, który pozostał na włosach, ale na szczęście woń kosmetyków okazała się silniejsza. Oprócz tego włosy bez większych problemów dały się rozczesać, były mięsiste, nawilżone, lekko usztywnione. Użyte po raz pierwszy kosmetyki muszą się jeszcze wykazać, ale na razie stworzyły duet idealny.

 

poniedziałek, 7 grudnia 2015

Odbudowujący szampon pszeniczno-owsiany, Sylveco


Na zaprezentowanie tego szamponu czekałam ładnych parę tygodni. W tym czasie wielokrotnie myłam nim włosy z nadzieją, że może kolejna próba okaże się lepsza, niż poprzednia. O tym, czy szampon zdał egzamin, można przekonać się w dalszej części tego wpisu. 

Co mówi producent ? 

Hypoalergiczny, przeznaczony do pielęgnacji każdego rodzaju włosów, szczególnie osłabionych i wymagających regeneracji. Zawiera bardzo łagodne, ale jednocześnie skuteczne środki myjące, które nie podrażniają nawet najbardziej wrażliwej skóry głowy. Hydrolizaty pszenicy i owsa to niskocząsteczkowe źródło protein, wiążą wilgoć, wnikają do korzeni włosów, odbudowując je aż po same końcówki. Dzięki składnikom silnie nawilżającym szampon zapobiega przesuszeniu, łagodzi podrażnienia skóry głowy. Przy regularnym stosowaniu wzmacnia włosy, poprawia ich elastyczność i sprawia, że są bardziej odporne na uszkodzenia i rozdwajanie.

Zalety:
- zapobiega przesuszeniu,
- wzmacnia strukturę włosów,
- przywraca miękkość i elastyczność.

Zawiera: wodę, glukozyd laurylowy, betainę kokamidopropylową, miód, glukozyd kokosowy, pantenol, proteiny owsa, proteiny pszenicy, guma guar, kwas mlekowy, benzoesan sodu i olejek z trawy cytrynowej. 

Tradycyjnie o każdym składniku występującym w szamponie można przeczytać w leksykonie składników na stronie Sylveco. Przyznam, że za każdym razem, kiedy mam do czynienia z  kosmetykiem tej firmy czytam wnikliwie co w nim siedzi i nie muszę przy tym przekopywać Internetu. To niewątpliwie wielka zaleta kosmetyków Sylveco.

Poniżej opis paru ciekawszych składników szamponu:

Hydrolizowane proteiny owsa - uzyskiwane z ziarna owsa zwyczajnego. Mają zdolność przenikania przez warstwę rogową skóry a także łuski włosa aż do jego korzenia, gdzie wiążą wodę. Wykazują działanie ochronne, kondycjonujące i wzmacniające. Ułatwiają rozczesywanie i zapobiegają rozdwajaniu się włosów.
 

Hydrolizowane proteiny pszenicy - uzyskiwane z ziarna pszenicy zwyczajnej. Podobnie jak proteiny owsiane, penetrują do korzenia włosa, gdzie zatrzymują wodę. Działają regenerująco, odbudowują zniszczone wewnętrzne struktury włosa. Zapobiegają elektryzowaniu się włosów.


Olejek z trawy cytrynowej - reguluje wydzielanie sebum, dlatego szczególnie służy włosom przetłuszczającym się, pielęgnuje skórę głowy. Działa antybakteryjnie, przeciwgrzybiczo i zapobiega łupieżowi. Wzmacnia cebulki i stymuluje włosy do wzrostu.

 
Miód pszczeli -  przede wszystkim wykazuje silne działanie nawilżające na skórę i włosy. W produktach do włosów wykazuje działanie wzmacniające, przywraca blask i witalność włosom przesuszonym i osłabionym.

 
Kwas mlekowy - jeden z naturalnych składników skóry i włosów. Pomaga utrzymać odpowiedni poziom nawilżenia, pobudza skórę do regeneracji i wzmacnia jej barierę ochronną.

Zastosowanie:
Rozprowadzić szampon na mokrych włosach i spienić wmasowując w skórę głowy. Dokładnie spłukać. W razie potrzeby można czynność powtórzyć. 

Cena: 21-25zł/300ml

Po szampon sięgnęłam z pewną obawą, bo mimo, że skład jest naturalny i nie mam się w nim do czego przyczepić, to jednak moje włosy nie przepadają za takim bogactwem. A bogato jest, w końcu to szampon odbudowujący, przeznaczony szczególnie do włosów osłabionych i wymagających regeneracji (czy szampon może w ogóle pomóc zregenerować włosy, jak pozostaje na nich przez moment ? ). Moje nie potrzebują aż takiej szczególnej pielęgnacji, ale skusiła mnie promocja, polegająca na zakupie szamponu i otrzymaniu odżywki wygładzającej gratis. 

Niestety spełnił się czarny scenariusz i włosy nie były zadowolone z tego szamponu. Za każdym razem okazywały się bardzo splątane, matowe, sianowate, nie było mowy o nawilżeniu, które obiecuje producent. Raz czułam, jakby włosy zostały umyte mydłem i pozostała na nich resztka mydlin. Wizualnie szampon bardziej zaszkodził włosom, niż im pomógł. A szkoda, bo od razu urzekł mnie jego zapach. Szampon pachnie trawą cytrynową, rześko i delikatnie. Dla mnie zapach to największy plus tego myjadła. Mały plus należy się również za uczucie odświeżenia skóry głowy. Tutaj jest całkiem nieźle, ale co z tego, jak włosy nie prezentują się dobrze.

Konsystencja jak na szampon raczej rzadka i trzeba się nieco natrudzić, żeby wytworzyć porządną pianę (a przy okazji nieźle poplątać włosy). Przez to szampon nie należy do tych najwydajniejszych. No ale skład przecież naturalny, więc nie można spodziewać się wielkiej piany, coś za coś, niestety.

Butelka, w której mieszka szampon jest ładna, wykonana z twardego plastiku. Wspomniana niezbyt gęsta konsystencja nie pozwala długo czekać,aż szampon wyleje się na dłoń. Nie trzeba na siłę ściskać butelki. 

Resztę szamponu, która mi pozostała, wykorzystałam jako płyn do kąpieli. Nie miałam już siły na dalsze próby i uczucie nieumytych, szorstkich włosów. Może moje niewymagające włosy nie potrzebują bogactwa składników, które występują w tym szamponie. Może pszeniczno - owsiane myjadło okaże się skuteczniejsze przy włosach wymagających regeneracji. Ja na pewno nie kupię ponownie tego szamponu, ale z chęcią poeksperymentuję w przyszłości z innymi kosmetykami do włosów tej firmy.