piątek, 29 maja 2015

Piramida pielęgnacji włosów

Postanowiłam stworzyć swoją piramidę pielęgnacji włosów dopiero teraz, bo wreszcie mogę powiedzieć, że usystematyzowałam sposób dbania o włosy. Weszło mi już w krew, co kiedy z nimi robię i oczywiście zdarzają się wyjątki, ale na ogół staram się trzymać zasad przedstawionych w piramidzie.


Codziennie nie poświęcam włosom zbyt wiele czasu, ograniczam się tylko do porządnego rozczesania. Czasem związuję włosy w kitkę, czasem zostawiam rozpuszczone.
Staram się jeść zdrowo i w mojej codziennej diecie nie może zabraknąć kiełków, które w ogromnym stopniu odpowiadają za zdrowie moich włosów. Żaden apteczny suplement im nie dorównuje.
Kiedyś codziennością była dla mnie wcierka Jantar, używana z czystej ciekawości, ale od jakiegoś czasu mam przerwę w stosowaniu.

Włosy myję co 2-3 dzień, więc z taką też częstotliwością nakładam olej, bądź maskę. Odżywkę i serum na końcówki stosuję przy każdym myciu. Niestety moje włosy naturalnie schną baaardzo długo i muszę wspomagać się suszarką. Na początku suszę ciepłym nawiewem, później chłodnym. Nigdy nie gorącym

Raz w tygodniu to czas na intensywną pielęgnację. Wygląda to na ogół tak, że nakładam olej na dłuższy czas, niż w pozostałe dni, myję włosy i przychodzi czas na maskę. W weekend często mają miejsce włosowe eksperymenty, mniej lub bardziej udane.
Raz na 2-3 tygodnie decyduję się na peeling skóry głowy. Początkowo wychodziło mi to średnio, bo cukier, którego używam jako drapaka, nie rozpuszczał się całkowicie i zlepiał włosy. Nie było to nic przyjemnego, ale w końcu i z tym dałam radę.
Kremowanie to alternatywa olejowania i pozwalam sobie na taką pielęgnację od czasu do czasu.
Płukanki, o których wspomniałam tutaj chciałabym robić nieco częściej, ale po prostu o nich zapominam.

Okazjonalnie odwiedzam fryzjera i podcinam końcówki. Kiedyś robiłam to średnio co 3 miesiące. Teraz, kiedy nie mogę narzekać na rozdwajanie, chodzę co pół roku, albo i rzadziej. 
Prostownica nigdy nie była moją wielką miłością i dzisiaj też sięgam po nią tylko przy ważniejszych okazjach. 

niedziela, 24 maja 2015

Niedziela dla włosów (18)


Podczas dzisiejszego dnia dla włosów nie dzieło się nic szczególnego i postawiłam na zestaw gwarantujący włosowe zadowolenie. 

Czego użyłam ?

- olej kokosowy nałożony na ok. godzinę
- szampon BD
- odżywka Isana Brown Color Shine
- maska Biovax Naturalne Oleje nałożona na ok. 30 min.
- odżywka lniana Farmona
- serum na końcówki

Efekt:


Tak jak myślałam, włosy poczuły się dopieszczone i prezentowały się przyzwoicie. Nie puszyły się, były bardzo mięciutkie i dobrze nawilżone. Jedyne czego mi zabrakło, to połysku, jakoś skromnie pod tym względem wyszło. Mimo wszystko i tak utrzymuję się w przekonaniu, że dzisiejszy zestaw kosmetyków to coś, co moje włosy lubią.

czwartek, 21 maja 2015

Sylveco - liniana maska do włosów


Kiedy tylko zobaczyłam tytułową maskę na paru blogach, wiedziałam, że prędzej czy później będzie moja. Nie dość, że coraz bardziej lubię kosmetyki tej firmy, to jeszcze mój ulubiony olej kokosowy i nasiona lnu w jednej masce - po prostu musiałam ją wypróbować.

Co mówi producent ?

Hypoalergiczna maska do włosów z ekstraktem z nasion lnu zwyczajnego i olejem kokosowym przeznaczona jest do pielęgnacji włosów suchych i łamliwych. Jest bogata w składniki nawilżające i odżywcze, pozwala poprawić wygląd i kondycję włosów. Olej kokosowy, dzięki swoim wyjątkowym właściwościom, wykazuje zdolność przenikania do struktury włosa, zwiększa nawilżenie końcówek, zapobiega także ich rozdwajaniu się. Związki śluzowe, zawarte w nasionach lnu, powlekają i chronią włosy, znakomicie je wygładzając.
Nałożenie maski po umyciu ułatwia rozczesanie włosów, zapewnia efekt miękkich, lekkich i lśniących kosmyków. Stosowanie maski jako kompresu, przed myciem, zdecydowanie poprawia nawilżenie i zwiększa elastyczność włosów.

Sposób użycia:  na umyte włosy nałożyć maskę na całej długości włosów i spłukać po ok. 2 minutach. Można stosować po każdym myciu włosów. 

Jako kompres regenerujący: przed myciem wetrzeć maskę we włosy, owinąć ręcznikiem na min. pół godziny. Następnie dokładnie spłukać i umyć włosy szamponem. Stosować 1-2 razy w tygodniu.

Cena: ok. 26zł/150ml


Skład: woda, ekstrakt z nasion lnu, alkohol cetylowy, olej kokosowy, cukier, gliceryna, olej z pestek winogron, kwas stearynowy, panthenol, glukozyd decylowy, oleinian glicerolu, kwas mlekowy, guma guar, witamina E, benzoesan sodu, betaina kokamidopropylowa.

Skład jest więcej niż zadowalający. A to co jeszcze przypadło mi to gustu, jak chodzi o składniki to, że o każdym z nich można przeczytać na stronie internetowej firmy Sylveco w  leksykonie składników . Dla mnie to genialna sprawa. Od razu wiem z czym mam do czynienia. Wszystko dokładnie, przejrzyście wytłumaczone, w jednym miejscu, bez potrzeby szperania po innych stronach. 

Opakowanie to plastikowy słoiczek z aluminiową nakrętką. Nie przepadam za tego typu pojemniczkami, ale z drugiej strony, widać ile kosmetyku zostało, co jest niewątpliwym plusem. 
Maska ma lekki, subtelny, prawie niewyczuwalny kokosowy zapach. Brak tutaj sztucznych substancji zapachowych.
Konsystencja przypomina mi bardziej piankę do włosów,  niż maskę. Nie trzeba nakładać jej dużo, dobrze rozprowadza się na włosach, a zbyt duża ilość może przysporzyć problemów z dokładnym zmyciem maski. 


Moje pierwsze użycie maski wyszło fatalnie. Nałożyłam ją, jak większość masek po umyciu włosów na ok. 30 min. pod turban. Już podczas spłukiwania stwierdziłam, że coś jest nie tak. Włosy wydawały mi się dwa razy cięższe, niż zwykle. Schły dłuuugo, ale to "zasługa" lnu, więc tym nie się nie przejęłam. Po podsuszeniu suszarką nie wyglądały dobrze. Wyglądały raczej tak, jakbym miała zamiar je dopiero umyć. Do tego były mega splątane. Zawiodłam się, bo przecież nie tak miały wyglądać efekty zastosowania maski wyprodukowanej przez lubianą przeze mnie firmę. 

Następnym razem posłuchałam wskazówek producenta i na umyte włosy nałożyłam maskę na ok. 5min. I tutaj czułam, jakbym spłukiwała zupełnie inny kosmetyk. Włosy były lejące i takie zupełnie inne, niż przy pierwszej próbie. Po wyschnięciu, czy raczej wysuszeniu suszarką były przyjemnie miękkie, błyszczące. 

Maska zastosowana jako kompres regenerujący, nałożona na ok. 30 min i zmyta delikatnym szamponem też dała się poznać od tej lepszej strony. Włosy oprócz tego, że również były miękkie i błyszczące to jeszcze wyraźnie nawilżone i dały się łatwo rozczesać, co jest dla mnie bardzo ważne. Wydaje mi się, że i fale zostały ładnie podkreślone. Słowem - na taki właśnie efekt liczyłam łącząc olej kokosowy i len.

Lniana maska do włosów to produkt, któremu z pewnością warto dać szansę. Nawet jeżeli nie sprawdzi się tak jak u mnie w jednej formie, to można poszukać innej drogi, bo taki prosty i naturalny skład za w miarę rozsądną cenę, nie trafia się zbyt często.

niedziela, 17 maja 2015

Niedziela dla włosów+wycieczka (17)

 
Ostatni tydzień upłynął błyskawicznie i nie miałam zbyt wiele czasu na rozpieszczanie włosów. W tygodniu w ruch szedł tylko szampon i serum na końcówki. Czułam się jak przed poznaniem włosomaniactwa, absolutny minimalizm. Tym bardziej ucieszyłam się, kiedy znalazłam chwilę na nałożenie oleju i maski. Ehh... czekałam na to z niecierpliwością. Mimo, że włosy bez takiej szczególnej pielęgnacji nie miały się źle, to i tak jakoś dziwnie się czułam, że je "zaniedbuję" :).

Czego dokładnie użyłam ?

- olej kokosowy nałożony na ok. godzinę
- szampon BD 
- odżywka Isana Brown Shine
- maska Biovax Gold
- serum na końcówki

Włosy chyba też były zadowolone, że znalazłam dla nich chwilę, bo były mięciutkie, błyszczące i nie odstawały każdy w swoją stronę, jak zdarzyło im się to w tygodniu, po ekspresowym podsuszeniu suszarką. Nie miałam siły wysuszyć ich bardziej i rano baaardzo tego żałowałam. 

Efekt:


Zdjęcie włosów zostało zrobione w czasie zwiedzania Zamku Moszna. Przy okazji pochwalę się paroma fotkami z tego, jak dla mnie cudownego miejsca. Odwiedziłam już parokrotnie ten zamek i za każdym razem zakochuję się w nim na nowo. Dodając do tego kwitnące w przyzamkowym parku rododendrony i azalie, całość tworzy baśniową scenerię. Zresztą, zamek nazywany jest polskim Disneylandem i uważam, że jest to bardzo trafne określenie.


niedziela, 10 maja 2015

Niedziela dla włosów (16)

Dzisiejszy dzień dla włosów nie był jakoś szczególnie obfity w pielęgnację i efekty nie zaliczają się do tych najlepszych. 

Czego użyłam ?

- szampon Farmona ze skrzypem polnym
- maska lniana Sylveco nałożona na ok. 5 min. po umyciu włosów
- maska Biovax białe trufle i orchidea nałożona na ok. 20 min.
- Cudowny Olejek Garnier Fructis
- serum Avon

Zarówno maski Sylveco i Biovax używałam już po raz kolejny i obie potrafią sprawić niespodzianki. Raz jest dobrze, a raz włosy nie są zadowolone. Tę lnianą traktuję raczej jako odżywkę, bo nakładam ją na krótki czas i spłukuję. Biovax ma więcej czasu na działanie, ale nie zawsze jestem zadowolona z tego działania. Właśnie dzisiaj tak spuszyła mi włosy, że musiałam sporo się namęczyć, żeby je nieco ujarzmić. Szkoda też, że nie pozostawiła na włosach przyjemnego zapachu, jak to  jest w przypadku wersji Gold. Może wzbogacona jakiś półproduktem zachowałaby się lepiej. Maleńkie opakowanie wystarczy mi jeszcze na dwie aplikacje. Zobaczę, być może będą to dwie udane próby, bo tej niedzieli maska się nie popisała.

Efekt:


czwartek, 7 maja 2015

Mydło miodowe

Mydło miodowe to następca mojego ulubieńca wśród kosmetyków 2 w 1 - mydła cedrowego. Byłam bardzo ciekawa, czy wypadnie na tyle dobrze, że obydwa kosmetyki będę zachwalała po równo i używała ich zamiennie. Czy tak się stało ? O tym poniżej.  


Co mówi producent ?

Miodowe mydło oparte na aktywnych składnikach naturalnych łagodnie oczyszcza i pielęgnuje ciało oraz włosy.  
Ałtajski miód górski jest bogatym źródłem mikroelementów dzięki czemu odżywia i nawilża, ponadto posiada działanie odmładzające.
Hyzop lekarski dzięki cennemu olejkowi eterycznemu i witaminy C wzmacnia włosy i uzdrawia skórę.  
Kwiaty wrzosu dzięki zawartości kwasów organicznych i saponin delikatnie oczyszczają skórę oraz włosy. 
Różeniec górski zwany złotym korzeniem łagodzi podrażnienia oraz chroni skórę przed odwodnieniem, poza tym ma silne działanie antyoksydacyjne. 
Organiczny olej z owoców dzikiej róży jest szczególnie bogaty w witaminy A i C dzięki czemu znacznie zwiększa właściwości ochronne skóry i włosów. 

Nie zawiera parabenów, SLS, silikonów, brak syntetycznych aromatów i barwników, bez sztucznych konserwantów i polietylenu.

W przypadku włosów niewielką ilość mydła nanieść na ręce, spienić, nanieść na włosy, a następnie spłukać wodą. Używać w ten sam sposób również na ciało. 

SkładAqua, Sorbitol, Sodium Cocoyl Isethionate, Sodium Methyl Cocoyl Taurate, Stearic Acid, Mel (ałtajski górski miód), Hyssopus Officinalis Extract (hyzop), Calluna Vulgaris Extract (wrzos), Rhodiola Rosea Extract (różeniec górski), Organic Rosa Canina Oil (organiczny olej dzikiej róży), Parfum, Benzyl Alcohol, Benzoic Acid, Sorbic Acid.

Skład typowy dla rosyjskich kosmetyków. Nie jest niepokojący, występują w nim za to niespotykane ekstrakty. W porównaniu z cedrowym bratem, jest mniej imponujący. 
 
Cena: ok. 17zł/300ml

Konsystencja: gęsta maź dzięki, której nabierając kosmetyk ma się wrażenie, że jest to prawdziwy miód i obklei nieprzyjemnie ciało i włosy. Nic takiego oczywiście się nie dzieje. 
Zapach: lekko miodowy, przyjemny 
Działanie: mydło jest bardzo wydajne, wystarczy niewielka porcja do umycia ciała i włosów. Ilość wytwarzanej piany jest naprawdę spora. Włosy obowiązkowo po umyciu potrzebują dobrze nawilżającej odżywki, a skóra na całym ciele domaga się natychmiastowego użycia balsamu. Spełniając te dwa warunki, jest duża szansa, że zarówno włosy, jak i ciało będą zadowolone i dobrze oczyszczone. 

 
Z mydła miodowego jestem zadowolona. Jednak nie ukrywam, że tęskno mi za jego cedrowym bratem. Nie wiem, czy to zasługa składu, czy ujmującego zapachu żywicy, który długo utrzymuje się w łazience i na włosach, ale  mydło cedrowe bardziej mną zawładnęło. Spróbuję zużyć czym prędzej wersję miodową, co nie będzie na pewno zbyt łatwe i powrócę do swojego faworyta, bo widzę, że nie tak łatwo go zastąpić.




niedziela, 3 maja 2015

Niedziela dla włosów (15)


Stwierdziłam, że sobotnio - niedzielny dzień dla włosów jest jak najbardziej na czasie. Majówka to doskonały czas na rozpoczęcie sezonu grillowego i mimo, że na kiełbaskę skusiłam się wczoraj po południu, to już od rana chodził za mną zapach przypraw do grilla. Jak to możliwe, że nakładając olej na włosy myślałam o grillowanych smakołykach ? Natychmiastową odpowiedź otrzyma każdy, kto powącha olej musztardowy. To mój najnowszy olejowy nabytek, który zastąpił olej sezamowy. Zastąpił godnie. Szczególnie, jak chodzi o zapach. Do teraz zastanawiam się, który jest większym śmierdziuszkiem i naprawdę jest to ciężka decyzja :)


Czego dokładnie użyłam ?

- olej musztardowy nałożony na ok. 2 godz. 
- szampon BD ułatwiający rozczesywanie 
- odżywka Nivea Care
- maska Biovax Gold
- Garnier Fructis Cudowny Olejek
- serum Avon
 
Efekt:

Efekt uzyskany po użyciu wymienionych kosmetyków jest dla mnie zadowalający. O oleju musztardowym na razie nie umiem powiedzieć zbyt wiele, bo użyłam go pierwszy raz i to na dodatek w towarzystwie maski Biovax. Wybrałam akurat tę maskę, bo ma intensywny, ładny zapach, który skutecznie pomógł mi pozbyć się woni musztardy i przypraw do grilla na włosach. Do tego pachnący Cudowny Olejek i mogłam wyjść do ludzi.
Włosy były bardzo miękkie, błyszczące, nieobciążone, falowały dość skromnie, ale co najważniejsze dla mnie tym razem, ładnie pachniały.